opowieść 1: Andrzej WÓLCZYŃSKI – opowieść o żołnierzu;

Za kilka dni minie 73 rocznica Zbrodni Katyńskiej. W całej Polsce zapłoną znicze, zabrzmią werble, padną salwy. Popłyną słowa o tych których pochłonęła „Golgota Wschodu”. Katyń jest symbolem tej zbrodni. I jej opis. Jak w tym nie wygłoszonym przemówieniu „…Zabijano ich – wcześniej skrępowanych – strzałem w tył głowy. Tak by krwi było mało. Później – ciągle z orłami na guzikach mundurów – kładziono w głębokich dołach. Tu, w Katyniu takich śmierci było cztery tysiące czterysta…”. Zabijano ich „…z woli STALINA, na rozkaz najwyższych władz Związku Sowieckiego: Biura Politycznego WKP(b). Decyzja zapada 5 marca 1940, na wniosek Ławrentija BERII: rozstrzelać! W uzasadnieniu wniosku czytamy: to „zatwardziali, nie rokujący poprawy wrogowie władzy sowieckiej”. Katyń jest symbolem zbrodni i wielkiej próby zafałszowania Polskiej historii. Ta zbrodnia ciągle dla niektórych niewygodna i na różne sposoby zakłamywana. Kłamstwo katyńskie jest symbolem „…Historycy nazywają je wręcz kłamstwem założycielskim PRL. Obowiązuje od roku 1943. … Świat miał się nigdy nie dowiedzieć. Rodzinom ofiar odebrano prawo do publicznej żałoby, do opłakania i godnego upamiętnienia najbliższych. Po stronie kłamstwa stoi potęga totalitarnego imperium, stoi aparat władzy polskich komunistów. …”[1]

I w naszej wsi są ludzie, którzy tego dnia zapalą znicze, będą myślami nad grabami swoich bliskich.

12

ppor. Andrzej WÓLCZYŃSKI

Jest to opowieść o żołnierzu i jego rodzinie. Porucznik Andrzej WÓLCZYŃSKI bo o nim mowa urodził się w 1911 roku. Pochodził z Seredzic powiat Iłża, w województwie kieleckim. Pracował jako nauczyciel w Baranowiczach, uzupełniał w międzyczasie wykształcenie i rozpoczął zawodową służbę wojskową w 78 pułku piechoty Strzelców Słuckich. Pułk ten stacjonował w Baranowiczach.

W Baranowiczach poznał swoją przyszłą żonę, pochodzącą z Jordanowa Marię MRUGACZ. Pani Maria była w Baranowiczach nauczycielką w szkole powszechnej. Dnia 16 sierpnia 1938 roku w Częstochowie Maria MRUGACZ wyszła za mąż za Andrzeja WÓLCZYŃSKIEGO. Młodzi zamieszkali w Baranowiczach, gdzie obydwoje pracowali.

1

Sytuacja w kraju stawała się coraz bardziej napięta, zwłaszcza po ogłoszonych w dniu 21 marca 1939 roku żądaniach III Rzeszy wobec Polski. Wydawało się, iż od strony wschodniego sąsiada nie grozi Polsce żadne niebezpieczeństwo, gdyż nienaruszalność wschodniej granicy Rzeczpospolitej gwarantował Polsko-sowiecki układ o nieagresji z lipca 1932 roku.

W dniu 17 maja 1939 roku Maria urodziła syna, który otrzymał imię Andrzej Teodor. W związku z pogarszającą się sytuacją polityczną, i coraz większym napięciem w stosunkach polsko-niemieckich mąż Pani Marii Andrzej wywiózł swoją rodzinę z Baranowicz do położonej ok. 30 km Osowy Poleskiej, gdzie posiadał letni dom. Celem wywiezienia rodziny z miasta było zapewnienie jej większej anonimowości, gdyż w Baranowiczach, pani Maria jak też jej mąż oficer Wojska Polskiego byli osobami rozpoznawalnymi. Zamiar Andrzeja nie do końca udał się, gdyż w Osowie Poleskiej Pani Maria w czasie spaceru po miejscowości została rozpoznana przez żyda, który mieszkał w Baranowiczach.

78 pułk wchodził w skład 20 Dywizji Piechoty. Jednostka ta we wrześniu 1939 roku wchodziła w skład armii „Modlin”. W dniach 1-3 września 1939 r. dywizja broniła pozycji pod Mławą przed przeważającymi siłami niemieckiego I Korpusu Armijnego z 3 Armii, nacierającymi z terenu Prus Wschodnich w kierunku na Warszawę. Następnie uszczuplone oddziały dywizji weszły w skład Grupy Operacyjnej gen. Władysława ANDERSA, z którą wycofywały się na południe. Resztki 20 Dywizji Piechoty walczyły w obronie Warszawy, gdzie skapitulowały wraz z pozostałymi oddziałami polskimi 28 września. Za twardą obronę pozycji mławskiej 20 Dywizji Piechoty zyskała u Niemców zaszczytną nazwę „żelaznej dywizji”.

W Słonimiu, na terenie Okręgu Korpusu Nr IX, którego dowódcą był generał brygady Franciszek KLEBERG, sformowany został Ośrodek Zapasowy 20 Dywizji Piechoty. Tamtejsza Kadra Zapasowa Piechoty sformowała pięć pododdziałów marszowych. Zadaniem tych pododdziałów było pokrycie strat osobowych poniesionych przez pułki 20 Dywizji Piechoty. Jednostki formowane były eksterytorialnie z uwagi na to, że na terenie Okręgu Korpusu IX nie było wystarczającej liczby rezerwistów, przede wszystkim narodowości polskiej. Na początku drugiej dekady września 1939 na bazie ośrodka zorganizowane zostało Zgrupowanie „Kobryń”. 28 września 1939 Zgrupowanie „Kobryń” przemianowane zostało na 60 Dywizję Piechoty. „… Głównie z ośrodków zapasowych 9., 20., i 30., dywizji sformowano Samodzielną Grupę Operacyjną »Polesie«, składającą się ostatecznie z czterobatalionowego zgrupowania »Brześć« i dwóch dywizji piechoty: 50. i 60. …”[2].

Porucznik Andrzej WÓLCZYŃSKI był prawdopodobnie oficerem w ośrodku zapasowym, 20 Dywizji Piechoty. „…na Polesiu znajdowały się dwa duże zgrupowania polskie: grupa operacyjna generała Franciszka KLEBERGA pod Kobryniem i na zachód od Brześcia, oraz grupa KOP generała RÜCKEMANNA-ORLIKA, zbierająca się nad dolnym Styrem. KLEBERG, wykonując rozkaz marszałka ŚMIGŁEGO, postanowił ruszyć natychmiast na południe, aby jeszcze przed nadejściem Sowietów … zdążyć przedostać się ku Rumunii. …”[3]. Ośrodek Zapasowy  otrzymała także rozkaz odwrotu w kierunku granicy rumuńskiej. W trakcie wykonywania tego rozkazu, żołnierze Batalionu Marszowego 78 Pułku Piechoty zostali otoczeni przez oddziały Armii Czerwonej. Żołnierze i oficerowie znaleźli się w niewoli sowieckiej. Oficerowie trafili do obozu dla jeńców wojennych w Kozielsku.

Pani Maria przez cały okres pobytu w Osowie Poleskiej nie miała żadnych wiadomości o swoim mężu, nie wiedziała gdzie się on znajduje, miała jednak nadzieję, że nic mu się nie stało i że on żyje. W czasie trwających działań wojennych we wrześniu 1939 roku do Osowy Poleskiej przybyła siostra Pani Marii – Wanda, która jak wiele osób uciekała ona przed nacierającymi od zachodu i południa z terytorium Słowacji oddziałami niemieckimi.

Ojciec Marii – Teodor w związku z sytuacją wojenną i pobytem swych córek wraz z wnukiem na kresach wschodnich od końca września 1939 roku czynił starania, aby mogli oni powrócić do znajdującego się już wtedy w Generalnym Gubernatorstwie Jordanowa. Starania te okazały się jednak bezowocne.

Na terenach przyłączonych do ZSRR rozpoczął się terror szerzony przez oddziały NKWD. Prowadzona była na szeroka skale inwigilacja i aresztowania wśród Polskiej inteligencji, oraz wszystkich potencjalnych nawet warstw przywódczych, oraz wszystkich, którzy mogli okazać się niewygodni bądź podejrzani dla władzy sowieckiej „… NKWD produkowało ogromne listy nazwisk i adresów osób do natychmiastowego aresztowania. Sowiecki system obozów koncentracyjnych, czyli Gułag, działał już od dwudziestu lat. Podczas tamtej pierwszej zimy rozpoczęto ogromną operację deportacji; objęto nią w latach 1940-1941 łącznie być może nawet około 1 800 000 ludzi, których kierowano algo do obozów na terenach arktycznych, albo na przymusową zsyłkę do Azji środkowej. Po wpływie roku połowa z nich nie żyła. W zgodzie z normalna sowiecką praktyka, do obozów wywożono całe rodziny skazanych na łagry, z których wielu miało już nigdy nie wrócić …”[4]. Władze sowieckie szykowały w tym czasie drugą falę deportacji obywateli polskich w głąb ZSRR Pierwsza taka wywózka miała miejsce w lutym 1940 roku. W jej wyniku deportowano w północno-wschodnie rejony europejskiej części ZSRR ponad 220 tysięcy obywateli Polskich. Druga fala deportacji z kwietnia 1940 roku „…była bardziej wybiórcza. Objęto nią 320 tyś. osób przede wszystkim kobiet i dzieci z rodzin, których ojcowie zostali wywiezieni w wyniku aresztowań jesieni 1939 roku. Deportowanych z akcji kwietniowej skierowano w przeważającej części do Kazachstanu. Warunki, jakie zastali tam Polacy były niezmiernie ciężkie. Na skutek głodu i wyczerpującej pracy szerzyły się choroby, powodujące wysoką śmiertelność, zwłaszcza wśród dzieci…”[5].

W dniu 9 kwietnia 1940 roku Pani Maria wraz z jedenastomiesięcznym synem i przebywającą u niej a będącą w zaawansowanej ciąży siostrą Wandą zostały załadowane do bydlęcych wagonów i ruszyły wraz z setkami Polaków, w nieznane na wschód. Przed opuszczeniem domu pozwolono im zabrać dwie walizki rzeczy osobistych. Pozostały dobytek Pani Maria pozostawiła pod opieką życzliwych sąsiadów. Podróż w nieludzkich warunkach przez rozległe tereny Rosji trwała dwa miesiące „…po drodze tysiące ludzi zamarzło na śmierć, lub umarło z głodu i chorób, a ich zwłoki jechały dalej w wagonach aż do postoju. Na każdym postoju, a nie było ich wiele, układano przy torach niczym sągi drewna stosy trupów, w tym wiele niemowląt i dzieci…”[6]. W trakcie transportu, na jednym z postojów za Uralem Wanda urodziła syna, którego Maria ochrzciła z wody nadając mu imiona Lech Czesław. Wanda, dla której trudy podróży stawały się nie do zniesienia zaczęła chorować. Wreszcie zesłańcy dotarli do kresu swej drogi i znaleźli się w obozie imienia Bajdała w Bersuat położonym około 40 km na południe od Karagandy (obecnie Kazachstan).

2

 kartka z USSR str.1

3

 kartka z USSR str.2

Pani Maria tak jak inni zesłańcy pracowała w polu. Byli trapieni przez głód i choroby, przyszło im egzystować w nieludzkich warunkach. Praca była ciężka i wyczerpująca dla wygłodniałych ludzi. Zesłańcy mieszkali w wykopanych w ziemi jamach pokrytych dachem wykonanym z trzciny i błota. W takich lepiankach mieszkało po kilkanaście osób. Ponadto klimat był bardzo niesprzyjający: krótka wiosna, upalne lato, długa i bardzo mroźna zima, gdzie mrozy dochodziły do -50 stopni Celsjusza. Zesłańcy pomagali sobie nawzajem. Wcześniej przybyli pomagali zaaklimatyzować się nowo przybyłym w panujących warunkach. Starali się zdobywać pożywienie poza skromnymi przydziałami, które otrzymywali od władz obozowych, kradli przeznaczony na paszę dla koni owies, choć groziły za to jak za wszelkie nawet najmniejsze przewinienia bardzo surowe kary. Zesłańcy nie gardzili mięsem padłych, lub zagryzionych przez wilki koni, które NKWD-ziści zakopywali w stepie z obawy przed wścieklizną, ponieważ głód był silniejszy. Pani Maria oprócz pracy zajmowała się opieką nad obłożnie już wtedy chorą siostrą Wandą oraz dwojgiem dzieci: swoim synem Andrzejem i siostrzeńcem Leszkiem.

W czasie pobytu na zesłaniu Pani Maria nie przyznała się przesłuchującym ją wielokrotnie funkcjonariuszom NKWD, że jest żoną oficera Wojska Polskiego, twierdziła uparcie, że jej mąż Andrzej był nauczycielem. W trakcie jednego z takich przesłuchań w przypływie szczerości przesłuchujący Panią Marię NKWD-dzista powiedział do niej „…masz szczęście Maria, że Twój maż nie był oficerem tylko nauczycielem, bo my z wszystkimi waszymi oficerami zrobiliśmy…” i tu wykonał wymowny gest oznaczający odebranie życia. W trakcie pobytu w obozie dla zapewnienia bezpieczeństwa synowi i sobie zmieniła pisownię swojego nazwiska z WÓLCZYŃSKA na WULCZYŃSKA. Zesłańcy przez cały czas pobytu mieli ograniczony dostęp do informacji o swoich najbliższych. Pani Maria 22 czerwca 1940 roku po przybyciu do obozu Bajdała napisała kartkę do swoich rodziców w Jordanowie „Ja pracuję w polu ale jeszcze żadnej zapłaty nie otrzymałyśmy i na pewno nie otrzymamy. Jak możemy tak żyjemy co będzie dalej nie wiem. Bardzo Was prosimy aby Tata napisał do władz niemieckich by Oni zażądali naszego powrotu. Co więcej słychać – czy jest nadzieja naszego powrotu. Gdzie Jędruś nic o nim nie wiem … proszę nam dużo pisać i modlić się to może jakoś przetrzymamy i powrócimy do domu…”[7], te słowa w pełni oddają tragizm sytuacji, w jakiej znaleźli się Polacy zesłani w głąb Rosji.

Pani Maria poszukiwał informacji o swoim mężu Andrzeju w Polskim Czerwonym Krzyżu.

9

kartka do PCK str.1

11

kartka do PCK str.2

Zachowała się kartka przesłana przez PCK dniu 21 stycznia 1941 roku, gdzie PCK pisze: „…otrzymaliśmy wiadomość, że niektórzy jeńcy, którzy poprzednio znajdowali się w obozie jeńców w Kozielsku piszą podając nast. adres Moskwa Moskowskij Pocztant pocztowyj jaszczyk 11 / C -12…”[8], informację podpisała Kierownik Biura informacyjnego PCK Maria BORTNOWSKA.

W tym czasie STALIN – sojusznik HITLERA „rozwiązał” już problem wziętych do niewoli przez wojska sowieckie polskich oficerów.

I tak już ograniczony kontakt listowny zesłańców z bliskimi pod okupacją niemiecką stał się niemożliwy po napaści Niemiec na ZSRR a więc po dniu 22 czerwca 1941 roku.

Ojciec Pani Marii – Teodor MRUGACZ próbował w czasie trwania wojny poszukiwać zaginionych na wschodzie swoich córek i wnuków oraz zięcia Andrzeja. Zięć napisał na adres swoich teściów w Jordanowie z obozu w Kozielsku jedną kartkę adresowaną do żony i syna, potem kontakt z nim urwał się. Nikt wtedy nie wiedział, że „…wyłącznie z politycznych pobudek popełniony został masowy  mord na polskich jeńcach wojennych przetrzymywanych w radzieckich obozach jenieckich. Prawie 15 tyś polskich oficerów i żołnierzy, którzy po przegranej kampanii wrześniowej 1939 roku znaleźli się w radzieckiej niewoli umieszczono w trzech wielkich obozach: w Kozielsku, Ostaszkowie i w Starobielsku. Wiosną 1940 roku zostali oni z tych obozów wywiezieni w nieznanym kierunku i do kwietnia 1943 roku wszelki ślad po nich zaginął. Wówczas to właśnie stacjonujący w pobliżu miejscowości Gniazdowo, w tak zwanym lasku katyńskim, oddział Wehrmachtu odkrył przypadkowo masowy grób pomordowanych jeńców polskich, dokładnie 4.143 oficerów i żołnierzy z obozu w Kozielsku…”[9

4

lista wywózkowa NKWD z dnia 2 kwietnia 1940 roku str.1

5

lista wywózkowa NKWD z dnia 2 kwietnia 1940 roku str.2

Po podpisaniu 30 lipca 1941 roku układu SIKORSKI – MAJSKI „…rząd radziecki zobowiązywał się do udzielenia amnestii wszystkim obywatelom polskim więzionym w ZSRR…”[10]. Na terenie ZSRR miała powstać Polska Armia „…Polskim jeńcom wojennym wziętym do niewoli przez Armię Czerwoną i NKWD udzielono amnestii, tak aby mogli zasilić szeregi Armii Polskiej tworzonej w Związku Sowieckim. Ten punkt układu był ze strony Sowietów zdumiewająco bezczelny. Usprawiedliwiał napaść na Polskę, amnestionując tych, którzy – w przeciwieństwie do Stalina i jego rządu – nie popełnili żadnej zbrodni…”[11]. W grudniu 1941 roku do Moskwy udał się osobiście gen. Władysław SIKORSKI. W trakcie wizyty przeprowadził on bezpośrednie rozmowy ze STALINEM, „…Naciski gen. SIKORSKIEGO na konsekwentne przeprowadzenie przyrzeczonej amnestii oraz sygnalizowane niepokojące zniknięcie tysięcy polskich oficerów i żołnierzy wziętych do radzieckiej niewoli w 1939 roku zostały potraktowane przez STALINA wymijająco. Winę zrzucał na panujący chaos spowodowany toczącą się wojną, zaś zniknięcie byłych polskich jeńców wojennych tłumaczył ich rzekomą ucieczką do Mandżurii … SIKORSKIEMU udało się jeszcze uzyskać kilka obietnic dotyczących poprawy losu polskiej ludności w ZSRR…”[12].

W obozie Bajdała w Bersuat zesłańcy wiedzieli, że rząd Polski w Londynie nawiązał stosunki dyplomatyczna z ZSRR. Wiedzieli o istnieniu punktów rekrutacji do tworzącej się armii i punktów zbornych dla uwalnianych z więzień, i obozów Polaków, „…jednakże przez dwa pierwsze miesiące po amnestii do obozów ANDERSA dotarło zaledwie sto tysięcy wywiezionych, wliczając w to kobiety i dzieci. Na terenie Związku Sowieckiego pozostawały setki tysięcy rodaków, których nie poinformowano o amnestii albo nie wypuszczono z gułagów…”[13]. Rosjanie jednak bardzo utrudniali kontakt z przedstawicielami tego rządu. Nie pozwalali opuszczać obozu zwłaszcza krewnym wojskowych i policjantów oraz tym, którzy przyznali się, że ich bliscy byli internowani w obozach na terenie ZSRR.

Nie było także możliwości swobodnego poruszania się bez stosownego zezwolenia, „…kiedy rząd sowiecki ogłosił dla Polaków amnestię, z obozów pracy przymusowej na północy wylały się masy ludzkie dążące na południe. Były to tłumy obdartych nędzarzy w stanie ostatecznego wycieńczenia; ich trupy zaścielały miast południowo-wschodniej Rosji. Z tych półżywych ludzi tworzono armię Była to armia zależna od rządu emigracyjnego w Londynie…rządcy rosyjscy, patrzyli na tę armię jak na armie klasowego wroga; na równi z Anglikami i Amerykanami był to aliant tylko chwilowy…”[14]. Zdana tylko na własne siły Pani Maria zajęta była losem swoich najbliższych, zapewnieniem im podstawowych środków do przetrwania na tej nieludzkiej ziemi gdzie „…zdobycie funta chleba uchodzi…za szczęście; ciężka praca niszczy siły nie podtrzymywane przez dostateczne odżywianie; nadzór policyjny i bezgraniczna przestrzeń azjatyckiego kontynentu odbierają wszelka nadzieję ucieczki…”[15]. Armia generała Władysława ANDERSA opuściła Związek Radziecki w dwóch turach pierwsze jednostki ewakuowano w kwietniu, a kolejne w sierpniu 1942 roku „…ponad siedemdziesiąt pięć tysięcy polskich żołnierzy oraz czterdzieści tysięcy polskich cywilów dokonało kolejnego eksodusu biblijnych wręcz rozmiarów – tym razem nomen omen, do Ziemi Świętej…”[16]. Po ujawnieniu przez Niemców w dniu 13 kwietnia 1943 roku odkrycia w okolicach Smoleńska, w Lasku Katyńskim masowych grobów polskich oficerów „… rząd polski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie z prośbą o wysłanie do Katynia specjalnej delegacji dla zbadania okoliczności dokonania mordu…”[17]. Związek Radziecki „…określił prośbę Polaków skierowaną do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża jako przejaw prohitlerowskich nastrojów w rządzie Rzeczpospolitej…”[18]. W dniu 25 kwietnia 1943 roku ZSRR zerwał stosunki dyplomatyczne z rządem Rzeczpospolitej, było to ogromną tragedią dla zesłańców, wydawało się że niema dla nich nadziei na opuszczenie kraju ich niedoli.

Wiosna 1943 roku zawiązał się w Moskwie pod przewodnictwem Wandy WASILEWSKIEJ Związek Patriotów Polskich (ZPP), który po zerwaniu przez ZSRR stosunków dyplomatycznych z rządem Polskim w Londynie rozpoczął „…już w maju 1943 roku w Sielcach nad Oką …organizowanie pierwszej dywizji im. Tadeusza KOŚCIUSZKI … Polacy przebywający w Rosji zgłaszali się do niej masowo, licząc na poprawę straszliwych warunków w jakich się znajdowali. Mieli też nadzieję, że może stać się ich jedyną szansą powrotu do kraju …”[19]. Ludzie ci poznali na własnej skórze jak wygląda radziecki kraj szczęśliwości robotników i chłopów a ich „…sympatia do stalinowskiego systemu po tych doświadczeniach była nieduża; można powiedzieć, że była to nienawiść…”[20]. Dowódcą 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza KOŚCIUSZKI został pułkownik Zygmunt BERLING.

W Bresuat w tym czasie życie toczyło się bez większych zmian. Warunki egzystencji były nadal bardzo trudne, choroba Wandy nie ustępowała. Pani Maria zajmowała się wiec wszystkim. W tym czasie władze ZSRR zmuszały Polaków do przyjmowania obywatelstwa radzieckiego, było to czynione ciągle. Pani Maria nigdy się na to nie zgodziła gdyż wierzyła, że kiedyś uda się jej wrócić do Polski, do Jordanowa wraz z synem, siostrą i siostrzeńcem.

Wojna zakończyła się a los Polaków w ZSRR dalej był niepewny, pomimo tego, że wiele mówiło się o repatriacji i powrocie do Polski. Pani Maria zaczęła działać w ZPP, robiła wszystko, aby ona i jej najbliżsi mogli wrócić do kraju. W ramach Związku Patriotów Polskich na przestrzeni od lata 1945 do wiosny 1946 roku zaangażowała się w organizowanie powrotu do kraju zesłańców z Bersuat. Zbierała na cel repatriacji fundusze. W protokole z zebrania obywateli polskich z dnia 2 października 1945r. czytamy „… przystąpiliśmy do zbierania funduszu repatriacyjnego i natychmiast każda rodzina złożyła po 40 r. (rubli) do osoby powyżej lat 14, a do lat 14, po 20 r. (rubli) na ręce ob. WULCZYŃSKIEJ…”[21]. Sumę 900 rubli zebrane w Bersuat na fundusz repatriacyjny wpłacono w Rejonie Zarządu ZPP w Wiszniowce w dniu 11 listopada 1945 roku[22].

10

pismo Państwa Teodora i Julii MRUGACZ  do Ambasady RP w USSR z 1946 roku.

Na początku 1946 roku o losie córek z dziećmi zaginionych w Rosji dowiedział się ich ojciec Teodor, wystosował on pismo do Ambasady Polskiej w Moskwie, w którym prosi o pomoc w repatriacji córek z dziećmi do Jordanowa „…upraszamy udzielenie naszym dzieciom zezwolenia na mocy którego mogłyby powrócić do swego kraju, zapewnić nam starcom opiekę i byt, nadto połączyć rozbite rodziny…”[23].

Repatriacja rozpoczęła się pod koniec marca 1946 roku. Podróż do Polski trwała do 3 maja 1946 roku, gdy to zesłańcy przekroczyli granicę ZSRR – Polska w Brześciu nad Bugiem. Z majątku, który posiadali przed wojną Pani Maria wwiozła z powrotem do Polski złote kolczyki niezapominajki, pamiątkę po mężu zaszyte i schowane w łachmanach, które miał na sobie jej siedmioletni syn Andrzej. Do rodzinnego Jordanowa tułacze dojechali 9 maja 1946 roku przywiezieni z Brześcia przez Tadeusza GWIAZDONIKA, kuzyna Pani Marii. Witał ich tutaj ojciec i dziadek Teodor, matka i babcia Julia. Pani Maria po powrocie z zesłania ważyła 42 kg, wszyscy byli wygłodniali, brudni, w podartej odzieży. Radość z powrotu w rodzinne strony była ogromna. Teodor poprosił o pomoc nad cudownie ocalonymi zamieszkałego w Jordanowie doktora Eustachego SZUBERTA, który zajął się zesłańcami bardzo troskliwie. Pani Maria złożyła jako wotum Matce Boskiej Jordanowskiej za cudowne ocalenie swoje i swoich najbliższych, kolczyki niezapominajki, które miała cały czas z sobą.

We wrześniu 1946 roku Pani Maria nie zważając na nadwyrężone ponad sześcioletnim pobytem na zsyłce w Rosji zdrowie rozpoczęła pracę jako nauczycielka w Wieprzcu, lecz ciągle czyniła starania, aby przenieść się do pracy bliżej Jordanowa, gdzie naukę w szkole powszechnej rozpoczął jej syn Andrzej. W tym czasie także, ciągle poszukiwała swojego męża Andrzeja, gdyż od 1940 roku nie miała o jego losie żadnych informacji. Żyła nadzieją. W sprawie męża pisała między innymi do Wojskowego Przeglądu Historycznego mieszczącego się w Warszawie, lecz nie uzyskała tam o nim żadnych wiadomości.

Od 1947 rozpoczęła Pani Maria pracę w Szkole Powszechnej w Skomielnej Białej, gdzie na początku pracowała jako nauczycielka a od września 1953 roku jako jej kierownik.

Pani Maria zaczęła mieszkać w Skomielnej Białej. W tym okresie była często inwigilowana przez UB, gdzie nachodzący ja funkcjonariusze wypytywali o męża, o którym Ona od prawie dziesięciu lat nie miała żadnej wiadomości. Aby ukrócić te najścia zaprzyjaźniony z ojcem Pani Marii Teodorem sędzia Sądu w Jordanowie Pan BARTUŚ wywiesił na tablicy ogłoszeń w sądzie w Jordanowie informację, „…że jeśli ktoś wie cokolwiek o losie zaginionego w czasie działań wojennych Andrzeja WÓLCZYŃSKIEGO niech o tym poinformuje tutejszy sąd…”. Na zamieszczone w ten sposób ogłoszenie nikt nie odpowiedział, ale zamierzony cel został osiągnięty, gdyż najścia UB zakończyły się.

Pani Maria pracowała jako kierowniczka szkoły podstawowej do 1972 roku, kiedy to w wieku 60 lat przeszła na emeryturę. Będąc na emeryturze pracowała na ½ etatu do 1983 roku. Zamieszkała ze swoim synem i jego rodziną w Skomielnej Białej.        Od 18 marca 1998 roku należała do Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich.

Już w tym czasie wiedziała, że nazwisko jej męża znajduje się na listach katyńskich, na liście jeńców przeznaczonych do wywiezienia z obozu w Kozielsku z dnia 2 kwietnia 1940 roku pod pozycją 13, numer ewidencyjny 2664 (lista wywózkowa NKWD). Pewność że jej mąż zginął w lesie katyńskim[24] uzyskała w 1990 roku, gdy Związek Radziecki oficjalnie przyznał się do popełnienia tej zbrodni ludobójstwa „…tego dnia (13 kwietnia 1990 roku) agencja TASS opublikowała oświadczenie przyznające, że zbrodni w Katyniu dokonało NKWD. Wyrażając przy tej okazji ubolewanie, TASS podał, że była to jedna z najokrutniejszych zbrodni stalinowskich…”[25].

O losie por. Andrzeja WÓLCZYŃSKIEGO pamiętaja także mieszkańcy Iłży, z okazji 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej odbyły się tam lokalne uroczystości.

zapr

         zaproszenie dla Państwa Haliny i Andrzeja WÓLCZYŃSKICH na obchody 70-tej rocznicy Zbrodni Katyńskiej w Iłży

Odnalezieni w „dołach śmierci” Katynia i innych miejsc „Golgoty Wschodu” żołnierze, policjanci, funkcjonariusze KOP zostali pośmiertnie awansowani przez Prezydenta RP.

Pani Maria WÓLCZYŃSKA zmarła w dniu 2 lutego 2002 roku i w dniu 4 lutego 2002 roku została pochowana na cmentarzu w Jordanowie[26].

Składamy podziękowanie Państwu Halinie i Andrzejowi WÓLCZYŃSKIM za udostępnienie fotografii i dokumentów, oraz cierpliwość i wyrozumiałość w trakcie prowadzonych rozmów.

Dziękujemy także za zgodę na publikację fotografii i dokumentów pochodzących z ich rodzinnych zbiorów.

autor: Andrzej Masłowski


[1] Przemówienie „Wolność i Prawda”, które prezydent Lech KACZYŃSKI miał wygłosić 10 kwietnia na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu podczas uroczystości w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Tekst za gazetą Rzeczpospolita z dnia 17.04.2010rok;

[2] L. MOCZULSKI „Wojna polska 1939” str.817;

[3] L. MOCZULSKI „Wojna polska 1939” str.897;

[4]N.DAVIES „Powstanie 44” s.60;

[5]W.PRONOBIS „Polska i świat w XX wieku” s.232;

[6]L.OLSON i S. CLOUD „Sprawa Honoru” s.209;

[7]Kartka z ZSSR z dn.22.6.1940r.;

[8]Kartka z PCK z dn.21.1.1941r.;

[9]W.PRONOBIS „Polska i świat w XX wieku” s.233;

[10]W.PRONOBIS „Polska i świat w XX wieku” s.267;

[11]L.OLSON i S. CLOUD „Sprawa Honoru” s.217;

[12]W.PRONOBIS „Polska i świat w XX wieku” s.269-270;

[13]L.OLSON i S. CLOUD „Sprawa Honoru” s.220;

[14]Cz. MIŁOSZ „Zniewolony umysł” s.122-123;

[15]Cz. MIŁOSZ „Zniewolony umysł” s.124-125;

[16]L.OLSON i S. CLOUD „Sprawa Honoru” s.221;

[17]W.PRONOBIS „Polska i świat w XX wieku” s.274;

[18]W.PRONOBIS „Polska i świat w XX wieku” s.274;

[19]W.PRONOBIS „Polska i świat w XX wieku” s.297;

[20]Cz. MIŁOSZ „Zniewolony umysł” s.125;

[21]Protokół zebrania sporządzony w dn.3.10.1945 w sowchozie Bajdała;

[22]Pokwitowanie z dn.11.11.1945r.;

[23]Pismo Teodora i Julii MRUGACZ do Ambasady Polskiej w Moskwie;

[24] Katyń Księga Cmentarna Polskiego Cmentarza Wojskowego str.709, ROPWiM Warszawa 2000;

[25] Rzeczpospolita „Polegli niepokonani” – artykuł z 17.04.1990r.;

[26] Dane biograficzne i dokumenty wykorzystane w niniejszym artykule pochodzą od pana Andrzeja WÓLCZYŃSKIEGO, uzyskane zostały w trakcie przeprowadzonych z nim rozmów w dniach 26 listopada 2005 roku, oraz 16 stycznia 2006 roku.;

                                                                                              



1 thoughts on “opowieść 1: Andrzej WÓLCZYŃSKI – opowieść o żołnierzu;

Dodaj komentarz